"Trwa konserwacja strony i aplikacji - pracujemy nad tym, aby wszystko jak najszybciej wróciło do normy"
W listopadzie pojawi się ta magiczna, okrągła liczba. Ludzie z tej okazji często robią podsumowania swoich poszczególnych dziedzin życia, więc czemu i ja mam nie spróbować?
Przeraziło mnie to. Przeraziło mnie, jakim nieogarem życiowym jestem i ile czasu mi zajmie ewentualne dojście do stabilności. Czy będę miał czas jeszcze pocieszyć się życiem, czy zostaną same ochłapy? Oczywiście - jestem młody, ale teraz widzę wiele lat pracy przed sobą, żeby to ogarnąć. Praktycznie każda dziedzina kuleje.
Nie mam nawet z kim o tym porozmawiać, więc rzucam to w eter, najbardziej obiektywnie jak umiem (plusy pod koniec też będą).
1. Rodzina
Wychowałem się w rodzinie D i dalej odczuwam negatywne tego skutki. Nie wiem jak wygląda normalna, zdrowa relacja między ludźmi, cały czas czuję się niepewnie w stawianiu kolejnych kroków w życiu i nie potrafię określić czego chcę, ani jakie popełniam błędy. Dodatkowo codziennie widzę, jak reszta członków rodziny też ma te problemy, ale nic z nimi nie robią i brną coraz głębiej w bagno. Coraz częściej muszę za nich różne rzeczy załatwiać.
Jedyny plus jest taki, że (chyba jedyny w domu) jestem świadom sytuacji i wiem, że konieczne jest uniezależnienie się i dystans.
2. Pieniądze, samochód, mieszkanie
Źle wybrałem szkołę. Gdybym wiedział, że wyląduję na tym z@dupiu to bym wybrał sobie prosty, konkretny zawód. Teraz chcę to naprawić. Ale jest mały problem - czesne i dojazdy. Ze względu na zdrowie (o tym we właściwym punkcie) mam problem z utrzymaniem jakiegokolwiek szajse-arbajtu przy taśmie/za kasą. Przez niecałe 5 lat wielokrotnie zmieniałem pracę (czasami wytrzymywałem tylko kilka dni). Zapewne nie odbiło się to na opinii o mojej osobie wśród pracodawców (poczta pantoflowa funkcjonuje). Coraz trudniej mi dostać następną.
Samochód za 800zł na podwórku stoi i jako tako się trzyma, ale co z tego, skoro rzadko kiedy jest co wlać do baku.
O mieszkaniu tutaj ciężko mi nawet mówić. Jedyna realną perspektywą jest dla mnie mieszkanie co prawda w tym samym budynku, ale z osobną kuchnią, łazienką, wejściem, licznikami i czym tylko się da. Ale od tego dzieli mnie 5 cyfrowa suma - kilka lat pracy w PL albo rok pracy w DE.
Jedyne, co mogłoby być gorzej, to jeszcze kredyt na głowie.
3. Zdrowie i wygląd.
Od lat walczę z trzema zmorami - otyłością, cieśniami nadgarstków i psuciem się zębów.
Mój rekord wagi (180cm wzrostu) to 142 kilogramy. Od małego byłem karmiony słodyczami i śmieciowym żarciem. Zawsze cukierki i ciasteczka były pod ręką i słyszałem "nie żałuj sobie, jesteś tylko trochę okrągły". I tak jest do tej pory. Mam niestety skłonność do zajadania stresów (których mi nie brakuje) i "przypadkowo" zawsze znajdzie się jakieś kaloryczne gówno, którym jestem częstowany przez rodzinkę.
O utrzymanie wagi poniżej 100kg (BMI na granicy nadwagi i otyłości I stopnia) walczę resztkami sił (dodatkowo moja przemiana materii nie jest zbyt dynamiczna). Dopóki nie będę mieszkał osobno i nie będę miał kontroli nad jedzeniem pustych kalorii (sam nigdy nie kupuję słodyczy), sytuacja się nie zmieni.
Od 4 lat moje ręce są w złym stanie. Dodatkowo są, jak na mężczyznę, bardzo drobne (rękawiczki XS/S), przez co wykonywanie ciężkich fizycznych prac (aktualnie jedyna metoda zarobku) jest na dłuższą metę niemożliwe. Stosowałem różne terapie (oprócz operacji), ale jedyną skuteczną metodą jest nie przeciążanie rąk.
Przez uczulenie na mleko w dzieciństwie (mało wapna) i tony słodyczy moje zęby są w tragicznym stanie. Walczę z tym jak mogę, ale te których już nie mam (4 na górze i jeden na dole), mogę zastąpić tylko kosztownymi implantami. I znowu pieniążki wchodzą w grę...
Jest jeszcze czwarta, już nie fizyczna - depresja. Coraz trudniej mi się skoncentrować na działaniu, coraz trudniej utrzymać pracę (nie mam siły użerać się codziennie z wrednymi współpracownikami/przełożonymi, a tacy wszędzie się zdarzą) coraz częściej mam ochotę zrobić sobie inhalację z tlenku węgla. Gdybym miał za co jeździć, to chętnie bym chodził na terapię.
Mógłbym się cieszyć, że mogę chodzić, że nie mam raka ani AIDS, ale czy takie porównywanie się do tych, co maja gorzej, będzie konstruktywne?
4. Pasje i hobby
Uwielbiam muzykę. Niestety - odkąd tu mieszkam, nikt nie chce ze mną grać ani mnie słuchać, przez co coraz rzadziej chce mi się w ogóle w to bawić.
Podobnie z elektroniką - był okres, kiedy robiłem różne urządzenia audio i nawet zarabiałem na tym jakieś pieniążki, ale teraz już nikt tego nie chce. A robić, żeby tylko leżało w domu, również nie mam ochoty.
W mieście cykałem sporo zdjęć różnym osobom i czasem wychodziło coś dobrego. Tutaj chętnych modeli brak. Próbowałem z widoczkami, ale jakoś nie specjalnie mi to idzie.
Jedyna rzecz którą jeszcze się regularnie zajmuję to gotowanie. Nikt z rodziny nie chce jeść tego co zrobię (mimo, że ludzie "spoza domowego ogniska" moje wyroby chwalą), ale jak kuchnia jest wolna, to czasem poeksperymentuję i wyjdzie mi jakaś fajna, nowa rzecz.
5. Znajomości i związki
Głęboka dziura. Najnormalniej nie wiem, jak ma wyglądać i rozwijać się znajomość. Coś tam wiem o wspólnym spędzaniu czasu, zaufaniu, bliskości, bezinteresowności, ale to dla mnie wszystko abstrakcja, której nigdy nie udało mi się wprowadzić w życie.
Mam wrażenie, że czymś odpycham ludzi, ale nie wiem czym.
Mieszkanie z dala od cywilizacji też nie pomaga.
Jedyny plus jaki tu widzę to to, że może uniknąłem przez to jakiegoś toksycznego związku i narobienia sobie w nim dzieci (domyślam się, że to gorsze od samotności).
Ciekawe, czy ktoś to chociaż przeczyta w całości. Głupio mi się tak wyżalać przed obcymi anonimowymi osobami, ale nie mam gdzie tego z siebie wyrzucić.