Dzięki wszystkim za miłe słowa
jbrach - dość ciężko było na podbiegu, w pewnym momencie bałem się, że nie dam rady złamać 4h.
lupus - wpisowe do końca sierpnia wynosiło 100zł, później chyba 150.
Też myślę, że większość dałaby sobie radę z maratonem. Tak, jak lupus napisał jest kwestia czasu. Różnica w przebiegnięciu 4.30 a 4.00 jest bardzo duża, a 4.00 a 3.30 jeszcze większa.
Jeśli chodzi o mnie, to nie było tak, że nagle sobie pomyślałem przebiegnę maraton. Gdzieś tam myślałem już o nim od kilku lat. Nie biegałem jednak wcześniej dużo. Więcej czasu poświęcałem na piłkę, czy to halówka czy też orlik. Wcześniej od biegania wolałem też rower.
Postanowiłem w tym roku, że w końcu trzeba te plany maratońskie zrealizować. W kwietniu wziąłem się za poważne (jak na mnie) treningi. 4 razy w tygodniu, w tym niedziela to długi bieg. Swoją wiedzę na temat maratonu czerpałem z tego co przeczytałem. Nie rozmawiałem z nikim, kto przebiegł maraton, nie używałem pulsometrów itp. wynalazków. Już na początku ustawiłem sobie poprzeczkę 4 godzin. Na jakiś miesiąc przed miało to być 3.50-3.52. Tak "samotnie" przebrnąłem przez te pół roku. Obyło się bez większych kontuzji.
Przed wczorajszym startem był jakiś mały stres, ale wszystko minęło po godzinie 9. Postanowiłem, że będę się starał biec równym tempem (5.30) przez tak długo, jak się da. Pierwszy kilometr był trudny, wiadomo tłok i wyszło 5.50, ale już kolejne kilometry były lepsze. Po każdym miniętym km "ustalałem" sobie czas jaki ma być na kolejnym (nie było to trudne, bo 5.30 mnożyć jest bardzo łatwo, i tak było to 11, 16.30, 22 itd.). Jeśli któryś kilometr pobiegłem szybciej, to na kolejnym starałem się trochę zwolnić, bo wiedziałem czym to się może skończyć.
Tak minął 10 km, 15, 20 (na każdym piłem trochę wody, trochę powereda, jadłem kawałek banana). Miałem nawet kilkadziesiąt sekund nadwyżki, nad planowymi międzyczasami. 25 km, wszystko świetnie, aż zacząłem się trochę martwić, że praktycznie nic mnie nie boli (może trochę prawa stopa). Przed startem najbardziej bałem się o kolana, z którymi miałem trochę problemów. Na 29 km przyszedł kryzys (nie wiem czy to sławna ściana), zamiast 5.30 pobiegłem ponad 6. Kolejny km był trochę szybszy, później znowu wolniejszy. Uświadomiłem sobie, że 3.52 trzeba odpuścić i skoncentrować się na złamaniu 4h. Zaczęło się odliczanie. Przecież to tylko 10km, co to jest. Przeliczyłem, że biegnąc nawet po 6 minut i tak złamię 4h, ale chciałem czas brutto ( na starcie byłem 2 minuty i kilka sekund po strzale startera) mieć także lepszy od tych 4h. Kolejne 3 km, do 35 biegłem poniżej 6. Gdzieś na 35 km zagadałem to gościa, który biegł obok mnie i tak wspólnie już biegliśmy prawie do mety. Nie mogąc się doczekać kolejnej tablicy z km, krzyczeliśmy gdzie jesteś 37, 38...
Nie spodziewałem się, że ostatni podbieg będzie aż tak ciężki. Wiedziałem, że jestem blisko zrealizowania planu, ale 100% pewności nie było. 4km, 3km mówiliśmy sobie, co to 3km, ale chyba najtrudniejsze w życiu. Nie mogłem się doczekać ostatniego punktu odżywczego na 40km. Wziąłem cała butelką powerada, nic już nie jadłem, nie było sensu(na szczęście przez cały dystans nie chciało mi się siku:D). 41 ciężki, ale już po minięciu tabliczki 41 wiedziałem, że będzie dobrze i zacząłem biec szybciej. Patrząc na wyniki z 40km i później na mecie, okazało się, że wyprzedziłem prawie 100 osób, z czego chyba z 50 na ostatnich 300 metrach. Ostatnie 150 to sprint, jakbym dopiero wystartował. Widziałem ludzi, którzy na ostatnim kilometrze szli. Mnie udało się przez całe 42 km nie stanąć nawet na chwilę, z czego jestem zadowolony. Na mecie nie okazywałem jakiejś wielkiej radości, ale w środku byłem szczęśliwy, że dałem radę.
PS
Gdzieś na 20-22 km jedna dziewczyna miała wypisane na tabliczce "„Jeśli chcesz biegać, przebiegnij kilometr… jeśli chcesz zmienić swoje życie, przebiegnij maraton”. Dodało mi to dużo sił, i nawet jeśli nie biorę do końca na poważnie słów Emila Zatopka, to maraton ma w sobie jakąś magię.
Nigdy nie brałem udziału w półmaratonie. Zaledwie raz (w maju) wystartowałem na 10km (46 minut). To pewnie nie był najlepszy program przygotowań, ale wszystko zrobiłem sam. Przede wszystkim słuchając własnego organizmu.
Na trasie było dość dużo ludzi (oczywiście daleko nam do innych krajów, w których to moda na kibicowanie jest obecna od dawna, widać to też chociażby na przykładzie kolarstwa), ale i tak byłem pozytywnie zaskoczony. Dzieciaki wystawiały ręce, żeby przybić im piątkę, ludzie dopingowali, to wszystko bardzo pomaga.
Można by tak pisać i pisać, ale nie chcę nikogo przesadnie zanudzić.
Jeśli ktoś chce przebiec maraton, to pamiętać najważniejsze...zaklejcie plastrami sutki
.