I bieg po Roztoczu
Tylko pod ten start zrobiłem sporo kilometrów, nazbierało się trochę treningów ale czułem, że powinno być dobrze. W sobotę przed startem kilka kilometrów, do tego przebieżki. I właśnie od początku sobotniego treningu dziwnie czułem lewe kolano, a dokładnie wszystko co za nim. Po treningu lód, maść ale cały czas bolało.
W niedzielę rano nie było większych zmian, jechałem na bieg pełen obaw. Pewnie koło 22 stopni, żadnej chmurki na niebie.
Nie mówiłem nic do ekipy z którą przyjechałem ale byłem zły. Kolano bolało. Pierwsze kilometry robione spokojnie, biegłem z 22 letnim chłopakiem. Płakać mi się chciało, była energia ale kolano dawało znać o sobie. Piotrek (ten z którym biegłem) też debiutował, chciał zrobić czas poniżej 1:50 ale rwał się do przodu jak nie wiem. Tonowałem jego zapędy, mówiąc że może mu być ciężko bo wiedziałem na ile ja śmigam.
Od 7.5km do ~9.3 cały czas pod górę, nie była to mocna górka ale ludzie tracili siły, wyprzedziliśmy bodajże 6 osób, tempo równe. Mały zbieg, wodopój i znów pod górę. Wyprzedzone kolejne dwie osoby. Powrót na płaskim terenie, sporo drzew więc słońce nie dawało mocno we znaki. Zaraz po podbiegu Piotrek stwierdził, że nie da rady za mną pociągnąć, że zostaje. Oderwałem się i chciałem dogonić kolejnego biegacza, szybko byłem obok niego. Chwile biegliśmy razem, wtedy powiedział mi że jak go zostawię to będę na miejscu .. no właśnie. To mi dodało sił, wcześniej mówiłem do Piotrka że jak skończymy w 20 będzie super. Zostawiłem tego biegacza, zacząłem przyspieszać. Szybko robiłem przewagę, kolana nie czułem. W głowie była myśl by wpaść na metę, do tego coś prawa stopa bolała ale walczyłem z tym jak tylko mogłem.
Zrobiłem sporą przewagę, zacząłem szukać kogoś przede mną. Na dłuższej prostej widziałem zawodnika - był około 500 metrów przede mną, sporo. Obejrzałem się za siebie, nie było nikogo. Myśl - jestem sam, nie dam się dogonić, utrzymam to świetne miejsce. Cień, cisza, spokój i tylko ból co jakiś czas przypominał o sobie - tak mijały kolejne minuty. Wypadam zza zakrętu - widzę dwóch strażaków zabezpieczających trasę - jeden siedział, gdy mnie zobaczył się podniósł, dopingują, mówią że zostało niewiele. Może to dziwne ale fajnie wyglądało
Podniósł się po sporej przerwie między zawodnikami i mnie dopingował. Jeszcze teraz mam to przed oczami. Ostatni wodopój - dziewczyna daje mi dwa kubki wody, jeden na szyję, drugi rozwalony na twarz, przez cały bieg nie wypiłem ani łyka. Do mety niby niewiele a jednak może wydarzyć się sporo. Nogi nieźle podawały, będzie dobrze. Mijam kolejną tabliczkę a na niej "17". Zerkam na endo, zakładałem średnią przed biegiem około 4:30, było trochę szybciej. I właśnie na 18 kilometrze się zdenerwowałem - czas leciał normalnie a dystans się zatrzymał, tak jakoś było pewnie z 300 metrów po czym endo normalnie liczyło metry, nie dodając oczywiście tego co straciłem. Kij z tym, wiedziałem, że jeśli utrzymam średnie tempo będzie świetny czas. Trzy kilometry do końca - i odtąd mocne słońce w twarz, gorąco. Widzę strażaków, jak chciałem by któryś miał piwo i mnie łykiem poczęstował
Nie przyspieszam, delektuję się tymi ostatnimi kilometrami. Z jednej strony chcę być już na mecie, cieszyć się z ukochaną a z drugiej chcę jeszcze robić kilometry i słyszeć jak starszy facet mówi chyba do żony, jak mijam ich podwórko: - 'Że mu się chce, taki skwar. Ja cię kręce'. Uśmiecham się, kciuk do góry i dalej lecę. Lekko pod górkę, wiem że za chwilę ostatnia prosta, lekki zakręt i będę na mecie. Z daleka widzę narzeczoną, siostrę, jej chłopaka po chwili machają. Nie spodziewali się mnie tak szybko na mecie, z takim czasem i miejscem, uprzedziłem mniej więcej w ilę wpadnę jeśli dobrze pójdzie. Dobiegam do nich, dopingują, kibice na mecie również. Jest pięknie. Wpadam na ostatnie metry, widzę czas i ciężko uwierzyć.
Czas oficjalny: 1:31:42
Miejsce: 7
(odkąd powiedział mi to zawodnik na bodajże 13 km nic się nie zmieniło)Miejsce w kategorii 18-35: 3
Tak jest, stanąłem na pudle w swojej kategorii
W nagrodę dyplom, jakaś saszetka od PGE (jeden ze sponsorów). Nieważna nagroda, cieszyło podium
Bieg świetnie zorganizowany. Nie ma do czego się przyczepić, mogło być trochę więcej osób. Moje endo pokazało 20.64 ale zgubiło sporo metrów, patrząc na wykres śmiać się chce. Czołówka mówiła że wg ich wskazań było 21.1km, pisałem z jednym z gości, odpisał że polar pokazał mu 21km.
Zrobiłem świetny czas, przy tym kolanie to już rewelacja.
Pakiet: woda, 4Move, przewodnik po gminie, koszulka bawełniana ale przyjemna.
Micha: kiełbasa z grilla, grochówka - można było brać ile się chce. Do tego piwko, też bez ograniczeń
Medal ciężki ale przyjemny.
Dziękuję V za pomoc w treningach
i tak do Ciebie mi daleko
fech za doping na biegu
lupusowi za całość
Wszystkim którzy we mnie wierzyli, dopingowali i trzymali kciuki
Wróciłem bardzo obolały ale i z nowymi celami. Trzeba trenować i zmienić "3" w czasie na "2"