wszyscy piszą swoje relacje to też sobie skrobnę parę słów
Półmaraton Stolema
W sumie ostatnio miałem spore ciśnienie żeby gdzieś sobie wystartować. Jak zobaczyłem w sierpniu atmosferę podczas Maratonu Solidarności w Gdańsku to powiedziałem sobie "WOW, ekstra jak coś będzie startuję koniecznie". Pełno ludzi na trasie, wszyscy klaszczą, FAJNIE!! I trafiła się na Kaszubach niedaleko impreza z cyklu "Kaszuby biegają". No to startuję
zapisany przez intrernet, 40 zł przelane więc nie ma odwrotu
Naczytałem się w internecie o węglowodanach i nawadnianiu tydzień przed zawodami, więc wcinałem makarony i piłem wodę od poniedziałku
chyba atmosfera startu i chęci wypadniecia dobrze w debiucie się udzieliła
Start zaplanowany na 12, jakieś 80 kilometrów dojazdu, więc postanowiłem sobie na spokojnie na 10 być na miejscu. Okazało się że przyjechałem jako drugi i jeszcze pustki. Odebrałem pakiet startowy (dwa batony, numer startowy i koszulka - fajna do biegania).
Co prawda nigdy za dużo się nie rogrzewam przed bieganiem, tylko po prostu idę biegać i pierwsze kilometry robię sobie wolniej. Tak tu postanowiłem przyłożyć się do tego elementu
Jakieś pół godziny przed startem lekka rozgrzewka. Wiedziałem że spokojnie jestem w stanie ten dystans pokonać, cały czas mówiłem o czasie 1:40 jednak po cichu po ostatnich treningach liczyłem na zbliżenie się do czasu 1:35. Najbardziej obawiałem się że fizycznie coś mi przeszkodzi, ból nogi, kolka czy coś w tym rodzaju. Jednak pod tym względem wszystko było super. Miałem jeszcze obawy, że wyrwę na starcie za najszybszymi i padnę w połowie bo nigdy z nikim jeszcze nie biegałem
Start przesunął się o 10 minut, bo o 12:00 jeszcze ludzie się zapisywali. Zapisało się coś około 180 osób. Tego przesunięcia startu jakoś wielce nie odczułem i nie przeszkadzało mi to. Słabo się ustawiłem na starcie, bo stanąłem w drugiej części zawodników. Wydawało mi się że przybiegnę gdzieś w drugiej setce i po starcie musiałem ostro się przeciskać do przodu. Dość szybko się to poukładało i nie za dużo zawodników miałem przed sobą
Pierwszy kilometr i od razu mega zbieg w dół i moja myśl wtedy "O FUCK, na koniec trzeba będzie to zrobić w górę - masakra"
Drugi kilometr bardzo kamienisty a momentami bardzo miekko i piaszczyście. Ale biegło się dobrze, tylko Endo nie podawało i pytam kolesia obok na ile biegnie a On na to że póki co tempo na 1:28
(faktycznie pierwsze dwa kilometry tempo 4:10/km) Ja trochę w szoku bo czułem się świetnie, ale postanowiłem trochę zwolnić, żeby zejść do swojego planowanego ~4:30/km i jak patrzę na wykres to się nawet ładnie udało (tylko na 6km amatorskie wiązanie buta i trochę straciłem). Planowałem pierwszą dychę zrobić w tempie 4:30/km i zobaczyć jak to będzie
Miałem wrażenie że całe pierwsze 10km jest pod górę i trochę mnie to przerażało. Ale najgorsze było dopiero przede mną
Na 12km pierwszy tak naprawdę gruby podbieg pod górę i za chwilę ostro w dół. Dostałem tym ostro w dupę. Tam mnie wyprzedził jeden koleś. Na tym 12 km miałem przez chwilę myśl "chyba sobie na chwilę usiądę"
Ale przypomniało mi się że na 13km jest wodopój, więc cisnę dalej
I faktycznie drugą część biegu biegłem siłą woli, od wody do wody (wodopoje były na 9.5km, 13.5km i 17.5km). Z uśmiechem na ustach W głowie miałem tylko myśl "nigdy więcej"
No i dobiegłem do tabliczki 20km i pionowa ściana przede mną
ale wiedziałem że to już końcówka i będzie dobrze, prawie na czworaka wdrapałem się do góry i do mety
Zobaczyłem moich jak czekają przed metą, banan na ryju i META
Przez cały bieg byłem troche zdezorientowany bo Endo podawało kilometry grubo po tabliczkach oznaczających kolejne kilometry. I nie wiedziałem czy GPS się gubił, czy faktycznie takie przekłamanie. I nie wiedziałem jak rozkładać siły, czy zgodnie z tabliczkami czy z telefonem, ale jakoś się biegło do przodu
Na mecie okazało sie że 31 miejsce i 5 w swojej kategorii wiekowej, w sumie meeeega szok
Zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać, ale byłem świadomy, że równie dobrze mogę zająć 120 miejsce i nie będę miał sobie nic do zarzucenia, bo przecież "ja sobie tylko trochę biegam, a nie trenuję jak wszyscy tu"
Tak jak już wcześniej pisałem, najbardziej obawiałem się jakiejś kontuzji podczas biegu i tego że wyrwę do przodu za innymi i padnę w połowie. Ale pierwszego na szczęście uniknąłem, a z drugim poradziłem sobie doskonale (jak trzeba było zwolnić to zwolniłem, a nie gnałem na zabicie). I z tego jestem bardzo zadowolony.
A co do wyniku to 1:31:15. Ale do dystansu półmaratonu troche brakowało, jak rozmawiałem z ludźmi to mówili że trasa miała ok. 20,1km - 20,2km. Także wynik też bardzo zadowalający, biorąc pod uwagę trudność trasy. Zwodnicy mówili że to taka trasa przełajowa trochę (z podbiegami, piachem i kamieniami). A ja w lesie to biegałem może z 5 razy w życiu
Cały bieg w sumie z respektem dla trasy, nie szalałem specjalnie. Ogólnie biegło się bardzo dobrze i właściwie to nie miałem jakiegoś większego kryzysu fizycznego, żeby mnie zatkało czy żeby nogi nie zapodawały. Nie wiem czy to zasługa ładowania makaronami
czy po prostu jestem taki silny:)
Także wszystko fajnie wyszło
Może teraz trochę o tym co było mniej OK
Trochę turniejów w swoim życiu zjeździłem i powiem szczerze, że sam klimat turniejów siatkówki (plażowej czy to halowej) jakoś bardziej mi się podobał. Może dlatego, że to sporty drużynowe, a tutaj w sumie jesteś sam ze sobą.
A po drugie to w trakcie samego biegu nie było czuć tej atmosfery tak jak w Gdańsku. Ale to z racji tego ze biegło się cały czas w lesie i zero kibiców, tylko jeden grzybiarz coś tam krzyknął "dawaj dawaj" i to było fajne i budujące
Teraz zrobię chyba kilka dni przerwy, żeby noga odpoczęła (boląca pięta). A później się zobaczy jak to z tym bieganiem będzie u mnie