Może i ja napiszę kilka zdań odnośnie wczorajszego biegu
Na początek:
lupus szczere gratulacje
Jest progres i to świetny, oby tak dalej
W Krakowie również trasa atestowana. Miało być 10,27km - Endo pokazało mi 10,13km u innych widziałem tak samo - w jedną bądź drugą stronę 10-20metrów.
Przy zapisach udało mi się jakoś nabyć numer z pierwszej grupy startowej (1-500) - pewnie ktoś wcześniej zapisał się, lecz nie zapłacił i stąd ja akurat taki numerek dostałem.
Od rana jakoś dziwnie się czułem, obawiałem się kolki która ostatnio regularnie mnie męczy.
Pogoda do biegania była świetna, niebo zachmurzone, bezwietrznie - nic tylko biegać.
Ustawiłem się w pierwszym sektorze, za vipami w środku pierwszego sektora stąd czas netto od brutto różnił się tylko 10 sekund.
Początek spokojny, trzeba było się lekko przedzierać, później biegłem spokojnie, starałem się nie forsować tempa. Na 5km wziąłem butelkę z wodą, popijałem wolniutko po troszkę przez kilkaset metrów. Wziąłem głęboki oddech, zbierałem się do tego by mocniej ruszyć i .. kolka. Tak, to yebaństwo się znów odezwało, nie dało mi nawet szansy by coś szybciej atakować. Wcześniej jak mijałem kilka osób to kątem oka zauważyłem, że jeden z chłopaków chce mi dotrzymać kroku. Zapytałem na jaki czas biegnie, mówił że nie ma pojęcia, gdyż pierwszy raz śmiga, bez tela, zegarka, niczego - tylko chciał się sprawdzić.
I tak już do końca biegu trzymaliśmy się razem. Sporo mi pomógł, gdyż trzymał moje wcześniejsze tempo, ja przez kolkę momentami słabłem, dzięki niemu wyglądało to znacznie lepiej.
On również był zadowolony, gdyż stwierdził że narzuciłem tempo które mu odpowiadało i dojechał z ładnym czasem na metę.
Na 8km jeden podbieg, widziałem jak wielu osobom odcinało moc.
Do mety niby blisko a ból duży, próbowałem różnych sposobów na pozbycie się kolki, nic nie pomogło.
Wpadliśmy na niedobitki z 5km, na jakiejś wąskiej uliczce, gdzie nie można było wyprzedzić jakaś starsza duuuża kobieta sobie .. stanęła tarasując 80% przestrzeni, masakra. Wygląd od tyłu do teraz przed oczami
Trzeba było kilka razy krzyknąć o lewej wolnej, niektórzy mieli w dupie bo słuchawki na uszach (Fedorowicz chyba ma rację, że powinni tego zabronić).
Rozwaliła mnie jedna babcia na wysokości 9km - dreptała sobie z jednej na drugą stronę z jamnikiem
Musiałem zwolnić by się w nią nie wyebać, za nią jakieś inne dwie się gramoliły, co to miało być, kto na to pozwolił.
Ostatni kilometr zrobiłem w niezłym czasie, nie mogłem oddychać ale jakoś dałem radę co mnie dziwi. Czas z Lublina poprawiony, miejsce również ale to nie cieszy za bardzo.
Kolka martwi bardzo, co jest przyczyną, jak się tego pozbyć. Do teraz bolą żebra ..
Zmieściłem się w pierwsych 160 osobach co zaskoczyło mnie na 1300 osób sklasyfikowanych więc nie jest źle. Czas 44:35.
Wygrał koleś bodajże z Ukrainy - 29:52. Byłem na 5km gdy on był około kilometr przede mną już wracając.
Kibice - no właśnie. Niby sporo ludzi ale słychać było wyjątki. Przed metą usłyszałem kolegę, który wcześniej skończył 5km bym cisnął ile się da. Wcześniej pojedyncze osoby kibicowały, reszta za statystów, w porównaniu do Lublina nie ma startu.
Miska
Coś dla lupusa a dokładnie brak miski
Dali wodę mineralną i precla.
Medal bez szału.
Plus za koszulkę. Ogólnie miałem odczucie że bieg typowy na - dajcie wpisowe i ..
Miały być jakieś nagrody losowane - rzucili kilka czapek i innych gadżetów.
PS Widziałem lupus gościa, który naginał w spodniach od garniaka
Co tam jeansy