Ostry temat, dający dużo do myślenia.
Brawo za odwagę, brawo za to, ze się
przyznałeś. Myślę, ze parę osób wyciągnie
wnioski. Każdy (no może 99%) był mniej
więcej (raczej mniej) w Twojej sytuacji.
Choćby przez moment.
Szkoda, że nie udało Ci się w odpowiednim
momencie zbastować. Połowa sukcesu uniknięcia
pełnej degrengolady to moment aby się wycofać.
Aby przede wszystkim nie przekładać kupna
jedzenia ponad granie. O pożyczkach nie wspominając.
Gram od ponad 10 lat i miałem w jednym momencie
duży kryzys (pier.... Puchar Narodów Afryki
).
Złapałem się za głowę jak podliczyłem, że w
trzy dni straciłem połowę wypłaty a w przeciągu
całego miesiąca pracowałem na zakłady.
Co wtedy zrobiłem? (przy okazji rada dla innych,
śmieszą mnie posty w stylu "... i tak wrócisz" -
- NIEPRAWDA)
Miałem do wyboru:
1) odegranie się - czyli na 90% bankrut
2) totalne odejście
Wybrałem to drugie. Odłączyłem internet.
I robiłem wszystko, żeby nie przebywać w domu:
spacery, basen, latem rower. Jak czułem, że
mnie ciągnie wyjechałem na parę dni do rodziny
na wieś. I to chyba było najlepsze co mnie spotkało.
Cisza, człowiek nie miał jak się dostać do zakładów
więc nie grał. Przemyślał sobie co nie co.
Był to taki przełomowy moment w graniu.
Trzymam się twardo kilku punktów od dłuższego czasu
i wiem, że kredyty i bankruty mi nie grożą:
1) nie grać dużych stawek
2) nie odkuwać się
3) nie ma co grać - nie grać
W każdej chwili mogę przestać grać.
Lucmacher powodzenia, masz dziewczynę, więc zajmij
się nią - niech ona będzie Twoim terapeutą.
Ciekawe jak zareagowała na Twój (Wasz) problem.