witam wszytskich
..są chwile kiedy trzeba zwolnić...przystanąc...obejrzeć się za siebie...uświadomić sobie w jakim punkcie życia jesteśmy, co nas czeka, co chcielibyśmy...
...swiadomość tego jacy jesteśmy..kim jesteśmy jest ważna...czy znacie siebie ?..czy nic o sobie nie wiecie a na pytanie kolegi: co zrobiłbyś w danej sytuacji odpowiadacie: "wiem o sobie tyle o ile mnie sprawdzono..."
...kilka lat temu spacerując po Warszawie przypadkiem wstąpiłem do BETAKO. Chciło mi sie piwa, byłem z żoną a że w srodku atmosfera niezbyt ciekawa ( dym papierosowy...Vietnam Men kibicujący nad wyraz głośno psom) to zaraz wyszliśmy z powrotem szukając bardziej eleganckiego lokalu. Niemniej już wiedziałem w czym rzecz i gdzie trafiłem. Kika dni później już sam poszedłem tam ponownie i od tego czasu moim życiem kieruje hazard a skutki są tragiczne.
na początku było fajnie. Stawki małe 5 zł, czasem 10, maksymalnie 20 zł, akumulatory 5...10 a co najdziwniejsze kupony mi wchodziły jeden po drugim. To było bardzo przyjemne choć przyznam lekko się niepokoiłem że każdą sobotę i niedziele spedzam sam w punktach bookmacherskich. Zresztą w tygodniu nie było lepiej..zawsze znalazłem godzinę by wstąpić i coś ciekawego postawić..
..to trwało rok...50 zł do przodu.50 zł do tyłu..pełen luz...
Sens wszelkiej gry widzę tylko jak wygrywam a kasa to najgorsza rzecz jaką ludzie mogli wymyslić...
Stopiniowo zaczęłem grać o większą kasę...100 zł ..potem 200 zł...już byłem "cwany lis" i skupiałem sie na singlach...maksimum deblach...bywało różnie ale ciągle to nie to czego szukałem...owszem fajna była progresja...gfahjnie wygrać na dobry obiad ale nie miałem tyle cierpliwości co mała częsć moich kolegów i zamiast nastwaiąc się na mały ale stały zysk zaczęłem hołdować zasadzie: " raz a dobrze! czyli w te albo we wte".
Pierwszy duży kupon to mecz kilka lat temuw NBA..nie pamietam kto..zaraz zaraz..chyba Utah u siebie...na gospodarza w STS było 2,25 i zagrałem to za 2000 zł. Nie miałem wtedy kompa...całą noc nie spałem..a na drugi dzień rano telefon do kolegi zpytaniem o wynik...WESZŁO! czyli 2 000 zł do przodu...miłe...pobrałem wygraną i mówie sam do siebie: koniec kolego!...he he zabawne..pewnie wiecie co było dalej...za dwa dni zagrałem znowu za 2 000 zł ktore wygrałem...mówie sobie: najwyżej przegrasz co i tak ci z nieba spadło...przegrałem..na drugi dzień znowu 1 000 zł ...a potem nie było odwrotu...w ciągu 4 dni przegrałem 16 000 zł i w te straszne dni spałem łącznie może 10 godzin...były to moje oszczędności...ale nie mogłem tak "zhańbiony" zaprzestać...zacząłęm grać za pożyczone pieniądze...bywało różnie ale zawsze w finale tragicznie...po 3 miesiącach miałem 32 000 zł długu...sprzedałem samochód...zostało mi 6 000 zł i zagrałem w tenis: Pavel - Rios na 1. Rios gładko wygrał...
Na drugi dzień stanąłem przed lustrem...byem psychicznym wrakiem...
Wiele dziło sie i potem ....bardzo wiele....uswiadomienie ze jestem hazardzistąbyło łatwe..nie uciekałem od tego...widziałem swoje reakcje...przejście obojk STS i nie wejście do środka to był koszmar...
od roku gram sporadycznie...całkiem wyjść z tego nie umiem..ale jest lepiej...troche lepiej...
Nie chce wam grać dobrego tatusia który ostrzega dzieci przed pokusami życia ale jak czytam na stronie tytułowej
www.mecz.pl że " obstawianie nie uzależnia i można tylko rozwinąc zamiłowania sportowe " to nóż mi sie otwiera...BZDURA
..i proszę nie piszcie : "mi to nie grozi , bo ja nie przeszarżuje.."...może właśnie Ty nie ..ale ten kolega obok pewnie tak....
pozdrawiam was
szinezge