Kretol
Mojego starszego syna zabierałem pod zegar, 25 lat temu nie było tak "bezpiecznie" jak dziś..
Zabierałem go do czasu, jak nas "zagazowali", do tego dymy z rac, krzyki, nacierające psy, uciekające psy itd..górą młodego z rąk do rąk, przenieśliśmy..
Pamiętam jak dziś, tego sześciolatka, jak upłakany, usmarkany na pytanie - synku, nic Ci nie jest ??
Nie....tylko ten cholelny gaz...
Później nie chciał jeździć przez jakiś czas..
Dobrze, że są "rodzinne", chociaż kiedyś pamiętam...jakieś kurwy rzucały w ten sektor kamieniami itp...