Ciekawe spostrzeżenia dla pracowników tysięcy korporacji na świecie.
David Graeber, profesor antropologii w London School of Economics, zastanawia się w POLITICO.
"Dopiero w wielkim kryzysie widać prawdy, których zwykle do siebie nie dopuszczamy.
W 2008 roku dowiedzieliśmy się, że większość finansowych czarodziejów, których uczono nas traktować z podziwem przez poprzednie dwie dekady, to w rzeczywistości niewiele więcej niż oszuści – i na dodatek jeszcze nieudolni.
Koronawirus i wynikający z niego lockdown daje nam jeszcze bardziej zaskakującą lekcję: oto bardzo duża część tego, co nazywamy "gospodarką", to niewiele więcej niż tylko kolejny przekręt.
Jaki inny może być wniosek, gdy dosłownie miliony wysoko opłacanych pracowników biurowych zostało zmuszonych do trzymania się z dala od biura, do skrócenia pracy do 10 czy 15 minut dziennie, a często do zera i nie wywarło to najmniejszego wpływu na te podstawowe funkcje potrzebne, by ludzi utrzymać przy życiu, nakarmić, ubrać i dostarczyć rozrywki.
Jaki realny pożytek wnoszą konsultanci ds. przywództwa, menedżerowie marek, marketingowi badacze, korporacyjni prawnicy, lobbyści, dyrektorzy strategiczni czy też wiceprezesi ds. kreatywnego rozwoju – nie mówiąc już o ich niekończących się legionach asystentów administracyjnych?"
W takim razie, jakie z tego można wyciągnąć wnioski?
To całe mityczne Wall Street i masa innych instytucji działających na zasadach korporacyjnych, jest w okresach takich kryzysów jaki mamy teraz, do niczego niepotrzebnych.
Potrzebni są natomiast, albo inaczej, niezbędni są np. śmieciarze, pielęgniarki, doręczyciele, rolnicy, budowlańcy...
Wirus przejdzie i wszystko wróci na poprzednie tory, aż do następnego kryzysu.