Opowiem Ci Rafał pewną historię.
W pewne wakacje, za czasów małolata, jak miałem jakieś 10 czy też 11 lat, nieistotne, poszliśmy z kolegami pograć w piłkę na boisko koło szkoły. Boisko masakra, piach po kostki, ale wiadomo jak to było. Grało się tam gdzie były jakiekolwiek bramki, a tutaj nie dość, że były bramki to jeszcze miały siatki. Chyba rozumiecie jaki to był rarytas w tamtych czasach. Graliśmy z dobre 2 godziny, obyło się bez kontuzji, każdy dawał z siebie maksa. Graliśmy 2 x 55 minut i 10 minut przerwy. Drużyna bez koszulek, czyli moja jak dobrze pamiętam wygrała 2 bramkami. Jak był koniec meczu usiedlismy sobie na ławeczce i analizowalismy cały mecz. Najlepsze zagrania, kiksy itd wiadomo jak to dzieciaki. Chcieliśmy zagrać jeszcze jeden mecz, ale przyszli starsi i powiedzieli żebyśmy spadali bo teraz ich kolej, a my się już nagralismy. Wstalismy z tej ławki i wiesz co zrobiliśmy? Poszliśmy do domu na obiad.