73 tys. widzów to tylko mały ułamek tych, którzy obejrzą spotkanie. Od lat Super Bowl jest jednym z pięciu najchętniej oglądanych wydarzeń sportowych na świecie, a w USA popularnością bije wszystko na głowę. Przykładowo w 2017 roku wśród siedmiu najpopularniejszych transmisji telewizyjnych za Oceanem tylko jedna nie była meczem NFL – na czwartym miejscu znalazło się wystąpienie przed Kongresem świeżo upieczonego prezydenta Donalda Trumpa. Jego średnia oglądalność na poziomie 47,7 mln to jednak nic w porównaniu ze 111,3 mln finału. W szczytowym momencie spotkanie śledziły aż 172 mln osób!
Nie robiły tego na głodnego. Zjedzono wówczas ponad miliard skrzydełek z kurczaka, około pięciu milionów kilogramów bekonu, czterech milionów kilogramów czipsów, a wszystko popito ponad miliardem litrów piwa. Tym razem, jak co roku, te liczby mogą być tylko wyższe – przeciętny zainteresowany meczem Amerykanin w niedzielę zamierza wydać niemal 82 dolarów na przekąski i gadżety. W sumie ma to być ponad 15 miliardów dolarów, więcej niż roczne PKB Senegalu czy Gruzji i 1/30 polskiego! W USA ten dzień konsumpcją przebija tylko Święto Dziękczynienia.
Nic dziwnego, że każdy producent chce się takiej widowni pokazać. Tu bezlitośnie działa prawo popytu, więc ceny reklam rosną z roku na rok. W tym osiągnęły rekordowe 7,7 mln dolarów za 30-sekundowy spot, o ponad 2,6 mln więcej niż dwanaście miesięcy temu.