Pamiętam jak szedłem z mama do przedszkola, za rękę mnie trzymała. Po drodze mijaliśmy aleje z kasztanowcami. Zbieraliśmy je(bo bardzo to lubiłem). Przechodzilismy codziennie obok piekarni. Zapach się unosił taki, że miało ochotę się wejść i siedzieć tam cały dzień. Unosił się zapach cudny świeżego pieczywka. Pamiętam, że czasem wchodziliśmy do środka popatrzeć jak ludzie kupują chlebek i buzie im się usmiechaly. Tez bym się uśmiechał gdybym wiedział, że zaraz zrobię sobie pajdę chlebka świeżego z maselkiem. I z chrupiąca skórka. I wiecie co? Ta piekarnia co kiedyś tam była, dalej jest.
moja ciotka kładła piec na kredens i nie pozwalała jeść goracego.....
piekarnia u niej pod domem byla, ludzie czasami w nocy
pychotaaaaaaa
nic nie przebije chleba z masłem