Mężczyźni zamierają na chwilę. Syk, płonie magnezja, rozbłyska flesz. Zdjęcie gotowe. Dziesięciu piłkarzy w białych koszulkach z wielkim orłem na piersi plus jeden bramkarz w kaszkiecie. To Mieczysław Wiśniewski z Krakowa. Obok niego m.in.: Leon Sperling, Henryk Reyman i Józef Kałuża z Krakowa, Wacław Kuchar i Mieczysław Batsch ze Lwowa czy Wawrzyniec Cyl z Łodzi. Jest też Marian Spojda z Poznania. Solidna grzywka przykrywa czoło, uszy odstające, rękawy koszuli narodowej - chyba za krótkie. Siedzi po turecku, trzyma się za nogi. Nieśmiały uśmiech.
To Igrzyska Olimpijskie w Paryżu w 1924 r. Polska startuje na nich po raz pierwszy. Za chwilę przegra z Węgrami aż 0:5 i odpadnie. Na razie jednak radość jest wielka.
Pierwotne czasy polskiego futbolu. Nie ma jeszcze ligi, a mistrza wyłania się poprzez turnieje z udziałem najlepszych po eliminacjach. Lech Poznań, zwany wtedy Ligą Dębiec, ledwie powstał. Gra w bardzo niskich ligach. Jest jednak Warta Poznań, która obok klubów lwowskich, krakowskich, ŁKS Łódź i Polonii Warszawa jest solą ówczesnego futbolu.
A Spojda to w Poznaniu gwiazda. Obok lekkoatlety Adamczaka i bokserów, reprezentuje Poznań na tych pierwszych dla Polski igrzyskach. To wielkie wyróżnienie dla chłopaka, który jeszcze kilka lat temu grał w gimnazjalnej drużynie Chelsea Poznań.
W 1929 r. Warta zostaje mistrzem Polski. Spojda - obok takich sław jak Wawrzyniec Staliński, Marian Fontowicz, Adam Knioła czy Fryc Scherfke - także. Sportowa gazeta "Stadjon" w maju 1926 r. po zwycięstwie Warty nad ówczesnym mistrzem Polski Pogonią Lwów aż 5:0 napisała: "Mecz ten był miłym obchodem jubileuszowym kapitana sympatycznej drużyny Mariańcia Spojdy. Dziesięć lat gra on już w poznańskiej drużynie zielonych, a liczy dopiero lat 25. Spojda jest dziś najwybitniejszym bodaj zawodnikiem Warty i jednym z najlepszych pomocników polskich, stąd często ustawiany jest w reprezentacyjnym zespole polskim".
W Poznaniu zna go każdy szaran. Wiara chodzi w ślad za nim po ulicach, albo wystaje pod hotelem, by zdobyć autograf, albo zawołać: - Panie Spojda! Pokituje się pan z nami? Pokituje się pan?
Kiedy w 1929 r. Marian Spojda skończył karierę piłkarską, został trenerem. Najpierw prowadził Legię. Nie, nie warszawską. Przedwojenną Legię Poznań. W 1931 r. został trenerem Warty Poznań, a rok później trafił do sztabu reprezentacji Polski. Pracował w nim wraz z trenerem Józefem Kałużą z Krakowa, tym ze zdjęcia z igrzysk w Paryżu. Raz nawet, pod jego nieobecność, prowadził samodzielnie reprezentację Polski w meczu z Łotwą w Rydze. Takich selekcjonerów rodem z poznańskiego klubu nie było zbyt wielu - Antoni Brzeżańczyk, Wojciech Łazarek, Henryk Apostel, Krzysztof Pawlak, teraz Franciszek Smuda. Żaden z nich nie był z Polską jako trener na mundialu.
Spojda był - w 1938 r., podczas naszego pierwszego startu w mistrzostwach świata. I podczas pamiętnego meczu z Brazylią. Był wtedy asystentem Kałuży. Polska przegrała 5:6. Na następnym mundialu, w 1942 r. w Brazylii miała się bić o medal. W 1940 r. powinny były ruszyć eliminacje.
W 1939 r. Spojda założył jednak mundur, który miał już na sobie podczas powstania wielkopolskiego. Trafił do 6. baonu telegraficznego, który wycofywał się na wschód. Pod Jarosławiem został zatrzymany przez Armię Czerwoną.