#6246504 - 10/06/2014 22:14
Re: Bieganie [8]
[Re: Vendetta]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 08/01/2008
Postów: 2211
Skąd: LRY/WWA
|
W niedzielę cisnąłem debiut w mini TRI: 0,2 km pływania + 12 km na rowerze + 6 km biegania.Normalnie nie ma co porównywać nawet do dystansu olimpijskiego czy sprinterskiego ale tu warunki - niszczyły, czyli TRI w wersji CROSS Zawody, cały czas każdy podkreślał że mają być w formie treningu (przede wszystkim bezpieczeństwo, aby nikomu nic się nie stało) zorganizowaliśmy sobie sami ze swoją grupą biegową i oprócz członków udział wziąć mogły osoby zaproszone. Trening - ha! Rywalizacja każdemu się udzieliła Wpisowego nie było, w zestawie mieliśmy butelkę wody, piwko, kiełbaskę z grilla i ciasto. Za specjalnie robione koszulki bawełniane z okazyjnym nadrukiem i logo na tę okazję dla każdego kto chciał płaciliśmy 25 PLN (koszulki dobre jakościowo - firmy Hanes, tu uwaga bo duża rozmiarówka). Kwestie reklamowe - naklejki, plakaty, nadruki zrobił sponsor - jeden z członków grupy za friko. 15:00 godzina startu. Pływanie Start z wody, 100m do bojki (zrobionej z baniaka) nawrót i do brzegu. Załatwiliśmy 2óch ratowników (po 1 na kajak) + 1 w wodzie. Woda o dziwo ciepła Każdy deklarował spokój, ale jak już ruszyliśmy to wiadomo Po 100m spuchłem. Pływanie w otwartym akwenie to jednak inna bajka, a to ktoś cię tłucze płynąc obok, a to jakiś prąd zimny przepływa a to fala, itp. Jakoś dopluskałem się do brzegu, gdzie miałem zostawione buty+skarpety na dywanie na którym przecieraliśmy stopy. Zanim to założyłem to musiałem kilka głębszych wdechów ogarnąć aby dojść do siebie. Dalej 100m podbiegu do strefy rowerowej. Jazda na rowerze 4 okrążenia po 3 km wokół stawu. Nic by w tym nie było trudnego gdyby nie teren - w lesie piachu po kostki i o ile zjazd dało się ogarnąć ale trzeba było uważać żeby się nie wyłożyć o tyle podjazd w piachu to jakaś masakra. 2 m się jechało później 30m pchało rower. I tak na pierwszym okrążeniu się zawziąłem i po zejściu z roweru chciałem z nim biec 5 kroków - wszystkie w miejscu i nici z planu, dalej powolne pchanie do płaskiego terenu. Życie ratowały kurtyny wodne (dogadanie z miejscowymi aby wystawili węże i lali wodą). Dawało niezłego powera przy tej temperaturze. Czas na najtrudniejszą część... Bieganie Znowu 2 okrążenia po 3 km. Szybkie rzucenie roweru do strefy i jazda z tematem. 30 szybkich metrów niesiony dopingiem ludzi, słynnym "ole ole ole ole" z megafonu i kubkiem zimnej wody na głowę iiii.... to by było na tyle. Pary brak - głowa chce, nogi jak z waty Później znowu las i podbiegi w piachu a tu 2 okrążenia tego. Nie wiem nawet jak ale jakoś marszobiegiem dałem radę. Po dobiegnięciu na metę padłem szczęśliwy na glebę Dawno nie czułem się tak zajechany (plecy i nogi do dziś czułem). Impreza mega udana i na pewno kiedyś jeszcze wystartuję w czymś takim. No i przekonałem się że trhiatlonowcy to naprawdę ludzie z żelaza !
|
Do góry
|
|
|
|
#6246594 - 11/06/2014 11:55
Re: Bieganie [8]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
Każdy deklarował spokój, ale jak już ruszyliśmy to wiadomo wink Typowe Pływanie w otwartym akwenie to jednak inna bajka, a to ktoś cię tłucze płynąc obok, W triathlonie trochę mnie przeraża właśnie jak 100 ludzi wskakuje do wody i naraz płynie na otwartym akwenie tłucząc się nawzajem.
|
Do góry
|
|
|
|
#6246983 - 12/06/2014 09:14
Re: Bieganie [8]
[Re: podstawek]
|
Porucznik
Meldunek: 15/04/2005
Postów: 32699
Skąd: Pers Y Siro Sun Camp
|
I nie zdaję sobie sprawy ile to jest 100km bo nigdy więcej niż 42 nie przebiegłem. Jak kolana nie wysiądą to będzie dobrze, czuję ogień w nogach Po części powinieneś wiedzieć na co się piszesz, zdaję sobie sprawę, że nie biegałeś tyle, nie o to mi chodziło. W każdym bądź razie obyś spokojnie zrobił dobry wynik I bardzo dobrze. Realizuj swoje marzenia. Oby tylko zdrowie wytrzymało Przyłączam się do tego co napisał podstawek Fajna sprawa z triathlonem, musiałbym wiele poprawić żeby w takich zawodach wystartować, ciekawy pomysł
|
Do góry
|
|
|
|
#6251782 - 15/06/2014 16:42
Re: Bieganie [8]
[Re: Platini]
|
wieczny student
Meldunek: 08/12/2006
Postów: 6133
|
Krótko podsumuję swoje dwa ostatnie starty II Mazowiecka Dziesiątka w Mińsku MazowieckimMój można powiedzieć domowy bieg, który odbył się 1 czerwca. Trasa oczywiście atestowana. Niestety organizacja tego biegu trochę kulała - wolny i ciasny odbiór pakietów, brak szatni z prawdziwego zdarzenia, nie było depozytu, toi toie zamiast normalnych toalet. No, ale przecież nie pojechałem tam dla przyjemności W tygodniu startowym miałem trochę problemów. Nawracająca kolka, ból palucha i od piątku lekkie przeziębienie, wesele i feta, a bardziej picie na obu Jednak sam nie traktowałem tego, jako coś uniemożliwiającego dobry wynik. Oczywiście sporo znajomych tak startujących, jak i kibicujących. Pogoda niestety nie dopisała. Przez kilka dni poprzedzających niedzielę było bardzo sympatycznie - kilkanaście stopni, bezwietrznie. Niestety już niedzielny poranek był dosyć parny, do tego jeszcze przeszkadzający wiatr. A start o 12 Taktyka była taka, aby iść całą dychę tempem 3:50-3:55. Ewentualnie na ostatnim kilometrze nieco przyspieszyć. Po starcie szybko uformował się cały wąż biegaczy. Pierwsze 1,5km było centralnie pod wiatr i to na takiej szerokiej alei. Niestety po 300-500m biegłem już sam. Nie chciałem iść z poprzedzającą mnie grupą - biegli ok. 3:45, co wcześniej czy później źle by się dla mnie skończyło. Świadomie ich odpuściłem i trzymałem się planu. Wystarczy powiedzieć, że pierwszą pętlę robiłem tempem: 3:48-3:55-3:50-3:50-3:49 Na tym się koncentrowałem. Czasami łapałem innych biegaczy, którzy spływali z poprzedzającej mnie grupy. Kolejna ściana wiatru. Dogoniłem jakąś dziewczynę. Chwilowo uciekła koncentracja, niepotrzebnie się jej trzymałem, trochę mnie zabiegała, tempo się rwało. Stąd wyszło 3:58 i 4:03. Zmęczenie było już ogromne. W duchu kląłem na siebie, że wybrałem złe tempo. Jednak trzeba był dobiec, żebym później nie czytał, że przeszarżowałem Na ostatnie 3km nieźle się zebrałem - 3:52-3:48-3:47. Oczywiście znowu od uformowania się biegu nikt mnie nie wyprzedził Wg kilometrów wychodził mi czas poniżej 39:00, zresztą taki był mój cel. Nawet nie wiecie, jak bardzo byłem rozgoryczony, że Garmin doliczył mi 150m i czas ostatecznie wyniósł 39:10. Jednak biorąc pod uwagę okoliczności startu (lekka niedyspozycja i kiepska pogoda) bieg uznałem za udany aczkolwiek z lekkim niedosytem. czas netto: 39:10 czas brutto: 39:18 miejsce: 21/204 kategoria M: 18/145 kategoria M20: 7/36Życiówka poprawiona o 10 sekund. W kategoriach nagradzanych było czterech najlepszych. Całe podium zajęli biegacze z mojej kategorii więc liczyłem, że dostanę jakiś pucharek Niestety. Okazało się, że nagrody się dublują Z dodatkowych klasyfikacji lokalnych to była tylko dla mieszkańców miasta. Gdyby było dla całego powiatu to też załapałbym się do wyróżnionej piątki. No nic. Jeszcze nie teraz VII Bieg Marszałka w Sulejówku14 czerwca odbył się drugi bieg w mojej okolicy. 10km z atestem. Trasa przyjemna, w kształcie prostokąta. 3 pętle, płasko + dobieg i finisz na żużlowej bieżni. Dodam, że akurat ja bardzo lubię biegać po pętlach Tutaj do organizacji nie można się przyczepić, wszystko było w porządku. Sympatyczna, kameralna, z patriotycznym klimatem impreza. Ale po kolei. Przez dwa tygodnie po poprzednim starcie udało mi się wyprostować prawie wszystkie dolegliwości. Co prawda czułem się już lekko podmęczony, ale ostatnie 2 dni dobrze wypocząłem. Czasem dokuczała mi kolka, ale tylko podczas wolnych rozbiegań. A przecież tutaj miałem pobiec trochę szybciej Do tego pogoda się zlitowała. Od czwartku/piątku zrobiło się chłodno i deszczowo. A w sobotę nawet wiatr ustał. Tym razem nie musiałem się pozytywnie nastawiać. Po prostu wszystko mi sprzyjało Wiedziałem, że stać mnie na znaczne poprawienie życiówki. Tym razem po starcie złapałem się grupki trochę lepszych ode mnie biegaczy. Ograli mnie nie raz. Z czasem, gdy wszystko się ułożyło zostało nas trzech. Ustaliliśmy, że trzymamy tempo 3:50. W miarę regularnie zmienialiśmy się na prowadzeniu. Jednak też nie byłem pewny, czy dam radę. Szybko zaczęły boleć mnie łydki. Później rodzina powiedziała mi, że po pierwszym kółku (ok. 3,25km) wyglądałem kiepsko - czerwony na twarzy, szybki oddech Na drugim kółku schowałem się za nimi i koncentrowałem się na tym, żeby nie zostać. Za nami była już spora przerwa. Wiedziałem, że wtedy dużo stracę. Uff, przetrwałem drugą pętlę. Do tego zbieraliśmy tych, którzy osłabli. Już wiedziałem, że dam radę. Tym razem skupiałem się, żeby mnie nie ograli na końcówce. Jak zostało ok. 2km wyszedłem na prowadzenie. Dobrze się czułem, a w dalszej perspektywie było trzech biegaczy. Dwóch złapaliśmy, ale podczepili się pod nas. Ostatni kilometr. Poczułem moc. Wyraźnie przyspieszyłem. Na kilkanaście metrów odstawiłem towarzyszącą mi czwórkę i zebrałem się do pogoni ostatniego. Wbiegając na bieżnię byłem też za nim. Chyba nie spodziewał się, że ktoś do niego dobiegnie. Obejrzał się przez ramię i na przeciwległej prostej uciekł mi. Nie dałem rady. Rocznik '64 Dodam jeszcze, że był pacemakerem na Orlenie na 40:00 ale swoją grupę wyprzedziłem w całości. Jednak przebieżki i zabawy biegowe procentują 9km zrobiliśmy w grupie w tempie 3:47-3:52. Bardzo równe, tempowe bieganie. Ostatni 3:40, a dobieg na stadionie 3:30. Przybiliśmy sobie piątki za równe prowadzenie. Powiedzieli, że nie liczyli, że dobiegnę z nimi do końca, bo już po pierwszej pętli głośno sapałem Obaj starzy wyjadacze, ale ich ograłem Szkoda tylko, że oni załapali się na podium w kategorii, a ja nie Na ostatniej prostej widziałem zegar, po zobaczeniu czasu byłem w euforii. Wreszcie nic mi nie przeszkodziło, dopisali mi towarzysze niedoli i pobiegłem na absolutnego maksa. oficjalny czas brutto: 38:17 czas netto (z zegarka): 38:15 miejsce: 14/501 kategoria M: 14/412 kategoria M20: 7/64życiówka sprzed dwóch tygodni pobita o 55 sekund i zrealizowany cel na 2014 rok i to wszystko po nieco ponad roku od pierwszego treningu Teraz trochę odpoczynku i ruszam z przygotowaniami do jesieni. Kolejna psychologiczna bariera to chyba 37:30 na dychę i 18:00 na piątkę
|
Do góry
|
|
|
|
#6251838 - 15/06/2014 17:29
Re: Bieganie [8]
[Re: fechu]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 08/01/2008
Postów: 2211
Skąd: LRY/WWA
|
Cholera podstawek ale już ciśniesz, fajnie się czyta jak wszystko zgodnie z przedsezonowymi planami Gratulacje Biegaczu No właśnie co z Kukisem, ukończył ? Platini tak jak piszesz, przekonałem się że trzeba być naprawdę wszechstronnym w TRI i dużo trzeba poprawić. Jedyny plus mojej kontuzji, że chociaż pływanie polepszę.
|
Do góry
|
|
|
|
#6252986 - 16/06/2014 10:36
Re: Bieganie [8]
[Re: Conrad]
|
Porucznik
Meldunek: 15/04/2005
Postów: 32699
Skąd: Pers Y Siro Sun Camp
|
podstawek Pięknie pięknie, progres jest świetny, tak dalej trzymaj radeke - u mnie najgorzej by było z pływaniem. Stosunkowo niedawno nauczyłem się pływać, wolno śmigam ale najbardziej cieszy, że daje radę. Musiałbym sporo popracować nad tym a na razie o tym nie myślę. Też szukałem jak poszło Kukisowi, nie ma żadnych namiarów. Czekamy w takim razie na wieści
|
Do góry
|
|
|
|
#6253014 - 16/06/2014 11:29
Re: Bieganie [8]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
12 h, 6 h & 100 km běžecké závody sebepřekonání v PrazeDzień 13 razy sprawdzam czy wszystko spakowane. Przede wszystkim czy w torbie są buty i krótkie spodenki. Mp3, komórka i przede wszystkim Garmin 305 naładowane do pełna. Ostatnie spojrzenie na prognozę dla Pragi na weekend, ma w sobotę rano lekko padać, ale oprócz tego słoneczna pogoda bez przesadnych upałów. Idealnie. I wyjście. Piętnaście minut przed 13 podjeżdża polskibus . Jak zwykle ludzie pchają się by oddać bagaż, pchają się do wejścia i walczą o najlepsze miejsca w busie. Niektórzy pchają się chyba tylko dla zasady, bo oprócz 4 miejsc z samego przodu, które i tak są zajęte już od Bydgoszczy czy Gdańska reszta miejsc jest mniej więcej identyczna. Zasiadam przy oknie w połowie czytając przygody H. Poirota w powieści A. Christie, a w połowie "podziwiając" niezwykle zróżnicowany teren za oknem (pola, pola i czasem żule pod monopolowym) Do Czech wjeżdżamy przed 20. Największe różnice, które rzucają mi się w oczy to lepsze drogi, dziwne śmieszne czeskie słówka i mnóstwo elektrowni słonecznych (nie wchodząc głęboko w politykę i poglądy ekologiczne/ekonomiczne zaimponowało mi to). Remonty dróg natomiast sygnalizowane są takimi oto sympatycznymi tablicami Do Pragi docieramy około 22. Spóźnienie godzinne spowodowane raczej korkami przy wyjeździe z Poznania i Wrocławia. Do Hostelu mam z dworca Praha Florenc 200 metrów. Szybki check-in i w drodze na drugie piętro zastanawiam się tylko czy mój współlokator (pokój typu 2 bedded mixed dormitory) pozwoli mi spokojnie zasnąć. Na szczęście pokój stoi pusty i wygląda na to że oba łóżka są na tą noc tylko do mojej dyspozycji. Wychodzę jeszcze na krótki spacer po Pradze, by jutro nie szukać w pośpiechu drogi do parku Stromovka gdzie miał się odbyć bieg i po powrocie do pokoju próbuje zasnąć. Próby są jednak nieudane, jak to w hostelach bywa ściany są cienkie i słychać odgłosy z sąsiednich pokojów, a że mamy piątek wieczór to ten tego ... (w sąsiednim pokoju obok np. dwie czeszki, że tak powiem strasznie głośne były). Udaje mi się zasnąć chyba dopiero o wpół do pierwszej co nie jest idealne, bo budzik nastawiony jest na piątą rano. Start jest o 7. Dzień 2Z pobudką nie ma już problemów. Szybki ogar, ostatnie sprawdzenie czy wszystko co trzeba jest w torbie i o wpół do szóstej ruszam w trzy kilometrowy spacer o prawie wschodzie słońca po Pradze. Nad rzeką na statkach trwają jeszcze piątkowe imprezy. Słońce pięknie oświetla rzekę Vltava. Bez większych problemów docieram do parku Stromovka (choć w pewnym momencie zaczął za mną podążać inny biegacz z Czech, nie byłem pewien czy wie co robi, w końcu pierwszy raz byłem w Pradze, a pod ręką nie miałem nic oprócz kartki z wyrysowaną długopisem trasą ). Zgodnie z relacjami biegaczy z poprzednich lat, obsługa i organizatorzy biegu od samego początku są przesympatyczni i nie mają problemów z angielskim. Krótkie i rzeczowe dyskusje gdzie co znajdę na trasie od młodych pań w rejestracji i odbieram pakiet startowy. W pakiecie niewiele, bo w zasadzie tylko koszulka i numer oraz jakaś kartka w języku czeskim. Na plus że nie ma zbędnego spamu ulotek. Po przebraniu się, udaję się w kierunku linii startu, po drodze zostawiając na punkcie odżywczym moje ulubione ciastka i zimny izotonik. Jak się później okazało zupełnie niepotrzebnie. Raz po raz wdaje się w dyskusję z organizatorami zabezpieczającymi trasę. Dowiaduję się też, że jestem najmłodszym uczestnikiem dzisiaj. Na sekundy przed startem spotykam też polaka z Ostrowa Wielkopolskiego. Jeszcze krótkie instrukcje od organizatorów, 20 sekund ciszy (niestety nie dowiedziałem się z jakiego powodu) i start. Start jakże różny od innych biegów w jakich brałem udział. Normalnie ludzie z reguły pchają się do przodu, tutaj jednak Czesi pchali się ale do tyłu, także w zasadzie wyszło że startowałem jak pierwszy Oo. Pierwszy kilometr pokonuję razem z polakiem, Maciejem. Oprócz nas z zagranicy jest jeszcze paru Słowaków. Później gdy ruszy bieg na 6h dołączą jeszcze Niemcy i chyba jeden Węgier. Pierwsze kilometry mijają super. Biegnę parę sekund na kilometr szybciej niż zakładane tempo. Nic nie obciera, słońce z reguły za chmurami. Organizatorzy i sędziowie dopingują (prima, Łukasz, prima!). Co 2 kilometry (bo w zasadzie tyle liczy pętla) przebiegam koło punktu odżywczego, który chyba jest najlepszym punktem odżywczym na świecie. Jest wszystko. Piwo, izotonik, sok jabłkowy, multiwitamina, calcium, magnez, zielona herbata i jeszcze wiele innych rzeczy w kubeczkach. Pełno owoców arbuz, cytryna, pomidor, oprócz tego rodzynki, makarony i inne. Organizatorzy przed startem zaznaczyli też, że jeśli czegoś na punkcie odżywczym będzie nam brakowało to przywiozą na życzenie. Dla mnie i tak był za duży wybór, trochę na ślepo się odżywiałem, ale regularnie. Pierwsze 50km bez większych problemów, bez wizyty w toalecie, bez tracenia czasu podczas jedzenia czy picia - odżywiam się biegnąc. Niestety, zaraz po połowie dystansu narasta bardzo szybko ból w mięśniach nóg. Dodatkowo zaczynają boleć mnie stopy. Nie są obtarte, po prostu śródstopie boli przy każdym kroku. Oczywiście przez głowę zaczynają się przewijać myśli by zejść z trasy czy skończyć - perspektywa takiego cierpienia przez kolejne 50 kilometrów nie jest sympatyczna. Myśli pozytywne jednak zwyciężają, obieram teraz już nieco inną taktykę - 1800 metrów biegu (albo truchtu), 200 metrów chodu przy punkcie odżywczym na spokojne pożywienie się. Szybko w głowie przeliczam, że powinno starczyć spokojnie czasu na ukończenie w limicie, ale o cel jakim było 10h 30m będzie bardzo ciężko, jeśli nagle nie dostanę przypływu sił. O 13:00 do walki na trasie dołączają zawodnicy uczestniczący w biegu na 6h. Robi się nieco tłoczniej na trasie, ale i tak jest bardzo luźno. Pojawia się trochę gapiów, a przechodzące przez park rodziny z dziećmi raz po raz dopingują. Dowiaduję się też, że nie biegnie już drugi z polaków - kontuzja palca pozwoliła mu na ukończenie "jedynie" maratonu. Im dłużej trwa bieg tym bardziej wyczekuję "pitstopu" jakim jest punkt odżywczy. Przez chwilę przychodzi myśl by skorzystać z masażu, ale równie szybko ona ucieka - masaż mnie tylko rozleniwi i stracę mnóstwo czasu. Niestety organizm raz po raz musi też opróżnić zbędny balast, więc raz na parę godzin odwiedzam też toi-toie na czym w sumie straciłem chyba z 5 minut. Na ostatnich 20 kilometrach nie dostaję też przypływu sił - nogi bolą jak bolały natomiast dalszy bieg utrudnia żołądek i raz na 3-4 okrążenia muszę się na parę sekund zatrzymać z powodu bólu brzucha. Pozytywne jest to że im bardziej do głosu zaczął dochodzić żołądek tym mniej jakby zajmował mnie ból nóg. Coraz częściej organizatorzy zaczynają dopytywać "Are you ok?, odpowiedź może być oczywiście tylko jedna . Na ostatniej dyszcze perspektywa coraz bliższej linii mety oddziałuje na mnie na tyle pozytywnie, że dziesiątą dyszkę biegnę w sumie 6 minut szybciej niż dziewiątą. Na ostatnim okrążeniu dostaję chorągiewkę oznaczającą, że zawodnik właśnie kończy 100 km. Wymachuje uradowany nią i na 1km przed metą przyspieszam do tempa co najmniej półmaratońskiego : ) . Pobieram jeszcze na punkcie odżywczym piwo i z chorągiewką w jednej ręce i piwem w drugiej wbiegam na metę. Czas 11:14:42 Niewiele uczuć w życiu jest lepszych od leżenia na trawie po biegu. Musiałem leżeć chyba dosyć długo bo podeszła do mnie dziewczyna z obsługi medycznej. "Are you ok?" - "Sure, I just like it". W środku cały się raduję oczywiście choć organizm po biegu domaga się by poświęcić mu więcej uwagi. Najgorsze jest rozwolnienie... Oszczędzę chyba jednak szczegółów, w każdym razie z pomocy lekarskiej nie musiałem korzystać. Zapuszczam w końcu gniazdo w punkcie odżywczym, popijając już na spokojnie dopinguję raz po raz innych jeszcze walczących w biegu na 12h i 6h. O 19:00 biegi dobiegają końca. Organizatorzy ustawiają stoły i krzesła, serwują makaron z różnymi dodatkami (więcej niż połowy porcji nie dałem rady zjeść) i przygotowują nagrody. Przed rozdaniem nagród jeszcze krótkie wywiady do mikrofonu z zawodnikami spoza Czech (jak Ci się podobał bieg? czy wrócisz za rok?), wszystko w bardzo sympatycznej atmosferze. W sumie we wszystkich biegach wzięło udział niecałe 100 osób. Najwięcej w biegach na 6h. 28 osób zdecydowało się biec na 12h, a 4 osoby na 100km. W biegu na 12h wygrał 31-letni czech Ondrej Velicka wykręcając 129 km. Zaledwie 9 mężczyzn i 5 kobiet w biegu na 12h przekroczyło 100km. Ciekawe jest również to, że tylko 2 kobiety z siedmiu nie dały rady zrobić setki, u facetów aż 12 z 21 nie dało rady! W biegu na 100km zajmuje 3 miejsce na 4 osoby, przy czym wszystkie osoby startujące na 100km osiągnęły je przed limitem 12h. W swojej kategorii wiekowej jestem drugi na 3 osoby. Na podium cieszę się jak dziecko, nie z miejsca czy czasu, ale z osiągnięcia samej "stówki". Koniec końców nagród i klasyfikacji jest tyle, że mało osób wyjechało bez niczego. Jako upominki za miejsce na podium otrzymuję przeróżne rzeczy: medal, puchar, kwiatek, świeczki zapachowe, napoje, ciastka, bombkę. Zachwycony jednak jestem dyplomami: na dyplomie oprócz czasu i miejsca jest też od razu moje zdjęcie z biegu. Niestety dyplom się nieco pogniótł z powodu braku teczki. Ceremonia kończy się bardzo oryginalnie, bo śpiewem a capella organizatorów (jak domyślam się na cześć Sri Chimnoya - jego imieniem nazwane są te biegi). Po biegu czołgam się hostelu oddalonego od milion kilometrów :/ . Praga po zmroku może i wygląda ładnie, ale teraz jedyne o czym myślę to łóżko. Myślałem, że zasnę jak niemowlę, niestety bóle wszystkiego są na tyle dokuczliwe, że udaje się zasnąć dopiero o 3-4 w nocy. Okropna noc. Nie wiem od czego nagle zaczęły mnie boleć np. zęby. Dzień 3Budzik był co prawda nastawiony najpóźniej jak to możliwe (czyli na 10:30 z racji tego, że o 11 musiałem opuścić pokój) jednak o 7 rano budzi mnie dziewczyna wprowadzająca się właśnie do pokoju. Wstaję więc i po krótkiej konwersacji dowiaduję się, że jest z Indonezji i przyjechała tu na wymianę studencką. Postanawiamy się razem przejść pozwiedzać miasto, jako że mój bus odjeżdża dopiero przed 16. Niewiele powinno się mówić o urokach Pragi skoro miało się zaledwie pół dnia na zwiedzanie, ale jakoś miasto nie przypada mi do gustu. Oprócz wysokich katedr i kościołów, wielu mostów i paru parków nic mi dupy nie urwało. Są w Europie ładniejsze miasta, na pewno. Po mile spędzonym popołudniu z dziewczyną z Azji kieruję się w stronę dworca i wracam do Poznania. To był mój pierwszy ultra, spodziewałem się, że będzie ciężko, choć wydawało mi się, że jestem zdolny do utrzymania tempa "biegu", a nie "truchtu" trochę dłużej - do 65, 70km. Okazało się, że jest inaczej. Bardzo się cieszę z przełamania kryzysu po 50km, kiedy to nachodziły mnie czarne myśli ("ostatni raz biegnę 100km", "po co się zgłaszałem w ogóle"). Chyba psychikę po takim doświadczeniu mam znacznie mocniejszą, co może zaprocentować również na krótszych dystansach. Wyniki: http://cs.srichinmoyraces.org/12_and_6_h_races_in_Prague
|
Do góry
|
|
|
|
#6253486 - 16/06/2014 17:12
Re: Bieganie [8]
[Re: Kukis]
|
Pooh-Bah
Meldunek: 08/01/2008
Postów: 2211
Skąd: LRY/WWA
|
|
Do góry
|
|
|
|
#6255996 - 18/06/2014 09:43
Re: Bieganie [8]
[Re: fechu]
|
Porucznik
Meldunek: 15/04/2005
Postów: 32699
Skąd: Pers Y Siro Sun Camp
|
Kukis Wielkie brawa, ogromny szacunek za ukończenie, niezły czas. Coś wspaniałego. Podczas sobotniego wybiegania myślałem jak Ci tam idzie i dopingowałem na odległość Twój wynik pokazuje mi, że może i ja dałbym radę z takim biegiem się zmierzyć, że może dane by mi było ukończenie. Teraz odpoczywaj, następnie dalej trzeba cisnąć
|
Do góry
|
|
|
|
#6257673 - 19/06/2014 15:23
Re: Bieganie [8]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
Dzięki. Pewnie że mógłbyś się zmierzyć z 100tką. Mocna psycha chyba przede wszystkim potrzebna/
|
Do góry
|
|
|
|
#6263861 - 24/06/2014 18:13
Re: Bieganie [8]
[Re: Conrad]
|
Carpal Tunnel
Meldunek: 14/06/2007
Postów: 3903
Skąd: The Beach
|
Nie jestem zwolennikiem wydawania takich kwot na buty. Polecam przejechać się do Factory w Luboniu i po przymierzać z 10 par i sprawdzić które Ci najbardziej leżą. Chyba, że jesteś słusznej postury (ciężki) to może rzeczywiście specjalista w jakimś sklepie biegacza czy intersporcie Ci podpowie lepiej.
|
Do góry
|
|
|
|
|
|