Podczas zamykających sezon mistrzostw cyklu w Stambule poinformowano oficjalnie o zakończeniu długoletniej współpracy WTA z firmą Sony i ze stacją Eurosport. Kanadyjska pani prezydent kobiecego tenisa, Stacey Allaster, osoba bezwzględna i pewna swego na polu biznesowym, wyraźnie prześliznęła się przez oba tematy, robiąc przy okazji dobrą minę do bliżej nieokreślonej przyszłości i tradycyjnie zapowiadając większe niż do tej pory pieniądze. W kuluarach szeptano, że padły ostatnie bastiony, zbudowane jeszcze przez amerykańskiego poprzednika, Larry’ego Scotta i odtąd Kanadyjka zaczyna działalność na swój rachunek.
Nie wiem, jak wygląda kwestia nowego sponsora strategicznego WTA. Jest natomiast więcej niż pewne, że kilkanaście dni przed startem kolejnego cyklu rozgrywkowego pole telewizyjne przypomina dziś krajobraz po bitwie. Agresywny pośrednik, który obiecywał walizki z dolarami, dobił targu w pięciu europejskich krajach. Nietrudno obliczyć, że to z grubsza jedna piąta dotychczasowego audytorium. Okazało się, że standardy Eurosportu – pokazywanie przez 14 lat wszystkich turniejów „Premier” plus wypełnianie normy w postaci astronomicznej liczby emitowanych pojedynków – to są dla innych warunki raczej nie do spełnienia. Polskie stacje telewizyjne, owszem, są zainteresowane meczami z udziałem sióstr Radwańskich i np. Kerber czy Woźniackiej, ale płacić milionów za transmitowanie wszystkiego, co nosi znaczek WTA, nie mają ochoty.
Ciekaw jestem, co sie stanie, gdy w roku przyszłym i w latach kolejnych turniejowi sponsorzy zorientują się, że kobiece rozgrywki znikły z ekranów w kilku ważnych krajach. Kalendarz już teraz trzeszczy, bez przerwy słychać o rezygnacjach, bądź przenosinach. Kopenhaga ląduje w Katowicach, w Hiszpanii strajk zawodniczek i awantura o imprezy WTA, bo nie odbędzie się Marbella, prawa do Barcelony sprzedano Austriakom, zaś na poziomie ITF skreślono kilkanaście imprez, które nikogo nie interesują. Trzeba mieć tupet, by w takiej sytuacji zwiększać żądania i oferować relacje z kobiecych rozgrywek, jako towar ze znakiem Q.
To, co się teraz dzieje w WTA, ogromnie przypomina mi sytuację ATP sprzed trzynastu laty, kiedy pojawiła się tam szwajcarska agencja ISL. Zapowiadano wtedy rewolucję, gigantyczne zmiany podczas turniejów i miliardowe zarobki na wieloletnich kontraktach telewizyjnych. Skończyło się plajtą pośrednika i koniecznością renegocjacji wielu porozumień ze stacjami. Na pamiątkę tych zabaw do dziś została tenisistom punktacja The Race, która nie wiadomo, do czego służy i komu w istocie jest potrzebna. Naturalnie nie da się wykluczyć i takiego scenariusza, że pani Allaster za rok albo dwa nie tylko włos z głowy nie spadnie, lecz będziemy jeszcze mocno ją chwalili. Bo może sie okazać, że wyjątkowo dobrze wiedziała, co robi flirtując dziś z szejkami i szukając wsparcia w Azji, a zwłaszcza na rynku chińskim.
Czytam właśnie, że osiem lat po śmierci niezrównanego Marka McCormacka chwieje się w posadach i pewnie za miliardy dolarów pójdzie na sprzedaż menadżerski gigant sportowy, firma IMG. Do niedawna to oni trzymali klucze do niemal całego rynku tenisowego. Jak teraz nastąpi zmiana właściciela, albo za chwilę IMG zniknie może to również oznaczać inne, nowe rozdanie na rynku praw telewizyjnych. Tam nic się przecież nie dzieje przypadkiem, a znajomość wszystkich jego mechanizmów i podejmowanie adekwatnych decyzji wymaga czasem umiejętności z pogranicza magii.
Piętnaście lat temu na prośbę paryskiej centrali zrobiłem komentatorską analizę plusów i minusów długoletniej umowy Eurosportu z ATP, i dla porównania z WTA. Włożyłem sporo pracy i całe serce w to opracowanie, agitując gorąco za wyborem tenisa męskiego. Początkowo nie kryłem rozczarowania, gdy podjęto decyzję odmienną. Kilka lat później, na Roland Garros, podczas śniadaniowej rozmowy z kolegami z innych krajowych oddziałów, temat tamtego raportu przypadkiem wrócił. Okazało się, że tych piszących było więcej i prawie wszyscy argumentowali w sposób podobny do mojego. Ze śmiechem opowiadali, że jednak nie mieliśmy wtedy żadnych szans. Tak się złożyło, że negocjacje prowadziła życiowa partnerka czołowej wówczas francuskiej tenisistki. Nie było trudno przewidzieć, za jakim wyborem będzie optowała.
Karol Stopa