W Stanach na mecze high school football potrafi przyjść 15k. Powiedzmy sobie szczerze w wielu miejscach po prostu nie ma zespołów pro.
Stadiony nierzadko są na kampusach, więc dużo studentów przychodzi i nakręca atmosferę. Poza tym tak jak Ludwiczek napisał, w Stanach to jaką uczelnię skończyłeś zostaje z tobą na całe życie, ludzie się ze szkołami identyfikują tak jak u nas z miejscem urodzenia.
Zdecydowanie najciekawiej jest na futbolu i koszu. Niektórzy z Europy mocno by się zdziwili jaki jest tam poziom "fanatyzmu". Koczowanie przed halą dzień przed meczem nie jest niczym niespotykanym. W ubiegłym sezonie przed wieczornym meczem Kentucky o 9 rano w hali było 25k. Parę lat wcześniej w 40 minut sprzedali 23k biletów na... trening.
Na koszu często są specjalne sektory (student sections) dla studentów (na ogół są najbardziej zagorzali) czyli coś a'la nasz młyn

Oczywiście dłuższych pieśni tam nie znają, ale krótkie okrzyki, skakanie, wycie przy possession przeciwnika czy machanie łapami jest zupełnie normalne. Do tego oczywiście dochodzi stanie cały mecz - coś nie do pomyślenia na NBA.
Na futbolu wrażenie robią przede wszystkim liczby - 100k ubrane na pomarańczowo na każdym meczu Tennessee czy skaczący cały stadion Wisconsin... Wyjazdy na drugi koniec Stanów w sile 10k konkretniejszych szkół też zupełnie normalne.