3 miejsce w tym turku za 2e na Venice.
Końcówka to już totalna donkownia - ze mną siedzieli włosi i hiszpan - ich motto to "jak dostanę figurę + cyferkę to jadę allin".
I tak się tłukli(śmy). Jak zostało nas trzech to gość mi allinem wyjechał. Czułem, że ma coś słabszego niż moje A2 i sprawdziłem. Miał słabsze, ale mu doszło.
Przy blindach 2/4k miałem jakieś 1800 żetonów i nawet do 20k dociągnąłem - oczywiście musiałem rzucać allin w każdym rozdaniu z każdą kartą. Gdy przyszedł moment, że jeszcze jeden wygrany allin pozwoli mi wrócić do normalnej (jeśli taka tam była) gry, to właśnie tego decydującego przegrałem.
Ale i tak nieźle.
Zgadzam się, że te turnieje na Venice to potężna loteria. Goście się tam allinują ze wszystkim co im wpadnie w łapy.
Wcześniej grałem bardzo tight i polowałem na to żeby ich łapać z monsterami. Ta taktyka nie zdała egzaminu bo z czterech turniejów z rzędu odpadałem po tym jak ktoś jakimś syfem rozbijał mi KK lub AA.
Teraz zacząłem grać bardziej jak oni, czyli pełen luz (choć daleko mi w tym do makaronów - nawet jakbym chciał to nie potrafię) i jakoś udało się wynik zrobić.
Jeszcze porzucam sobie allinami w zaczynającym się rebuyu za 5e i starczy na dziś