"Super Express": - Piłka się wali, a pan na urlopie. Przecież to nienormalne!
Michał Listkiewicz: - A dlaczego? Cóż takiego się stało? Że liga ruszy tydzień później? No i co z tego?! Włosi dwa razy opóźniali start ligi, a potem mistrzami świata zostali. Każdy ma prawo do urlopu. Nawet prezes PZPN.
- Nie myślał pan jednak, żeby w tej wyjątkowej sytuacji skrócić wypoczynek?
- Nie, urlopu nie skrócę. Bardzo mi tu dobrze. Zupełna głusza, wokół lasy. Do najbliższej wioski kilkanaście kilometrów. Chodzę sobie codziennie na spacery, nawet po 30 kilometrów potrafię przejść. Zachodzę do wiosek, siadam z ludźmi przed sklepem, piwko piję. I tak myślę, że lepiej mi się z nimi rozmawia niż z niektórymi z tak zwanego establishmentu piłkarskiego.
- I naprawdę nie sądzi pan, że bardziej by się pan w Warszawie teraz przydał?
- Nie. Zostało tam czterech wiceprezesów, bardzo kompetentni ludzie. Na pewno dadzą sobie radę. A poza tym, to nie wina PZPN, że trybunał podjął taką decyzję. Uważam, że powinniśmy się od niej odwołać do Sądu Najwyższego.
- Pewnie tak będzie. A skoro nie myśli pan o piłce, to o czym?
- Na brak atrakcji nie narzekam. Weźmy choćby ten weekend. Leśniczyna miała imieniny, więc zorganizowaliśmy polowanie na dzika. Udało się, a ja miałem w tym swój udział.
Więcej w "Super Expressie"